sobota, 18 grudnia 2010

The Polish Experience

Po trzech miesiącach mieszkania w Worcester odkryłam, że mam polskich sąsiadów. Mieszkają w szczycie naszego 'bloku'. Koleś już mi wcześniej na Polaka wyglądał (typowo post-dresiarsko, czyli jak dres, który wreszcie znalazł pracę, założył rodzinę i się ustatkował), a wczoraj akurat mijałam go, jak rozmawiał z innym Polakiem.

Rodaków akurat zdecydowanie unikam - poza panią z mojego ulubionego polskiego sklepu, z którą rozmawiam, i tymi, z którymi współpracuję. Parę razy ktoś mnie miał poznać ze swoimi polskimi znajomymi i nigdy nic z tego nie wyszło. Czasami zdarza się, że jak akurat nie jestem na ulicy w słuchawkach, dolatuje do mych uszu polski język. Raz wracając do domu słyszałam grupę wydzierających się polskich najebanych lub naćpanych nastolatków (w środku dnia) i zastanawiałam się, czy była to ta sama grupa młodocianych dresów, z którymi minęłam się w polskim sklepie. Ogólnie jest ich tu dużo, niekiedy można ich rozpoznać na ulicy (Jamajczyk twierdzi, że mają inne oczy, nosy, a nawet usta). W Birmingham wręcz odnosiłam wrażenie, że Polacy mnie prześladują - byli i w Sea Life Centre, i w tej samej kafejce na dworcu, i na koncercie Thirty Seconds To Mars. Ogólnie sprawiają wrażenie dobrze zasymilowanych.

W sumie to nie wiem, czemu nie mam ochoty na kontakty z Polakami. Że mnie oszukają nie muszę się bać, bo pracę i mieszkanie mam. Anyway, już wkrótce znowu polszczyzna będzie mnie otaczać zewsząd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz