sobota, 18 grudnia 2010

Final countdown

Ehh. Wydawałoby się, że przez te kilka dni między zakończeniem pracy a wyjazdem będzie więcej czasu na pisanie bloga, wrzucanie zdjęć na fejsa itp, tymczasem rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna.
W czwartek był mój ostatni dzień w Izbie. No, prawie, bo w poniedziałek mamy jeszcze Secret Santa, na który przychodzę, a potem mam jeszcze Eric i Linda zabierają mnie na lunch. Po lunchu ostatnie zakupy (w tym pozostający nadal na liście życzeń prezent dla taty, po który miałam iść dziś, ale obfity śnieg mnie zniechęcił), i ostatnia desperacka próba zmieszczenia wszystkiego w walizce. W międzyczasie w piątek najpierw był poranny czilałt, potem tradycyjnie obiad i film z Bryanem, następnie mały wypad do pubu z ludźmi z pracy, potem goście w domu. Jutro zaś lunch z rodzicami Helen (najwyższa pora) i wypad do Coventry na mecz hokeja - ostatnia fun thing przed wyjazdem. No i dziś prawie cały dzień spędziłam na sprzątaniu i trzech próbach wpasowania wszystkiego w walizkę. Chwilowo mam wolne, choć Helen mówiła, że wypożyczy (tak, wypożyczy) film na wieczów. Swoją drogą, równie dobrze mogą go właśnie oglądać... Robiąc obiad widziałam, że ubrali choinkę.
Kurde, już prawie wyjeżdżam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz